- USA obłożyły produkty indyjskie taryfami nominalnie wynoszącymi 50 proc. Jednym z powodów są indyjskie cła na produkty rolnicze. Na razie rząd indyjski nie ugina się pod amerykańską presją.
- Mleczne spółdzielnie produkcyjne od dekad są podstawą indyjskiego systemu. Funkcjonuje w nim ok. 80 mln gospodarstw. Bez ochrony celnej hodowla stanie się nieefektywna ekonomicznie.
- Kwestia dostępu do rynku mleka i nabiału była też kością niezgody w toczących się negocjacjach układu handlowego UE – Indie. Tymczasowo wyłączono ten sektor z porozumienia.
- Mimo trudności celnych i biurokratycznych polskie firmy mleczarskie zaznaczają swoją obecność na indyjskim rynku. Ponad 40 zakładów jest tam certyfikowanych. Trudno jednak będzie o liberalizację warunków handlu z subkontynentem i znaczące rozwinięcie eksportu.
- "Biała Rewolucja 2.0", nowy program indyjskiego rządu, dzięki większej dostępności kredytów rolniczych tworzy nowe szanse dla firm z otoczenia hodowli i rolnictwa.
Załamanie po latach kwitnącej współpracy
Po dekadach coraz lepszych stosunków łączących Waszyngton i Nowe Delhi relacje amerykańsko-indyjskie znalazły się w ostatnich dniach w głębokim kryzysie. Powodem były zasady wzajemnego handlu.
Przypomnijmy, że prezydent Donald Trump najpierw ogłosił wprowadzenie 25-procentowego cła na indyjskie towary, a na początku sierpnia podpisał dekret nakładający dodatkowe 25-procentowe cło w związku – jak oświadczył – z zakupami rosyjskiej ropy przez Indie.
Peter Navarro, doradca handlowy Białego Domu, stwierdził ostatnio, że konflikt w Ukrainie to "wojna Modiego" ze względu na kontrakty naftowe łączące Indie z Rosją. W ten sposób łączne cła nałożone na produkty z Indii przez Stany Zjednoczone z dniem 27 sierpnia wzrosły nominalnie (bez grupy wyrobów zwolnionych) do 50 proc. Dla porównania, dobra pakistańskie od 1 sierpnia objęte są co do zasady cłami w wysokości 19 proc.
Stało się tak, mimo że Indie są uważane w Waszyngtonie za bliskiego partnera strategicznego, a Pakistan ma głębokie powiązania z Chinami, największym rywalem USA.
Rząd indyjski szacuje, że cła będą miały wpływ na eksport o wartości 48,2 mld dolarów. Nowe taryfy mogą sprawić, że wysyłki do Stanów Zjednoczonych staną się nieopłacalne, co spowoduje utratę miejsc pracy i spowolnienie wzrostu gospodarczego.
Szacunki think tanku Global Trade Research Initiative z siedzibą w New Delhi sugerują, że najbardziej ucierpią sektory wymagające dużego nakładu pracy, takie jak przemysł tekstylny, obróbka kamieni szlachetnych i produkcja biżuterii, wyroby skórzane, żywność i samochody. Nie zatrzyma to pędzącej gospodarki Indii – 7,8 proc. wzrostu w ostatnim kwartale – ale może ją nieco spowolnić.
Kryzys w relacjach USA – Indie ma oczywiście także powody polityczne. Jednak jeśli skupimy się wyłącznie na handlu, to czy ropa była jedynym powodem tak głębokiego i niespodziewanego konfliktu?
Wiele wskazuje na to, że choć miała niebagatelne znaczenie, to co najmniej równie ważną rolę odegrał sektor, który w ostatnich latach powoduje chyba najwięcej sporów w umowach o wolnym handlu, czyli rolnictwo. - Indie nigdy nie pójdą na kompromis w sprawie dobrobytu swoich rolników, producentów mleka i rybaków - grzmiał w Delhi 7 sierpnia premier Narendra Modi, dzień po ogłoszeniu decyzji przez Donalda Trumpa.
Z kolei w Ameryce farmy często usytuowane są w stanach republikańskich, a więc takich, na których szczególnie zależy obecnej administracji. Już w pierwszej kadencji prezydenta Trumpa, podczas rozmów handlowych z Chinami, amerykańscy negocjatorzy walczyli o interesy producentów soi, pszenicy, kukurydzy i właśnie mleka.
Spuścizna pierwszej "Białej Rewolucji"
Hodowla bydła mlecznego ma w Indiach wyjątkowe znaczenie. Po pierwsze, krowa odgrywa ogromną rolę symboliczną w zdominowanych przez hinduizm Indiach. W wielu stanach zakazane jest jej zabijanie, ale korzystanie z produktów pochodzących od bydła jest w pełni akceptowane.
Po drugie, reformy z lat siedemdziesiątych, znane jako "Biała Rewolucja", stały się źródłem narodowej dumy. Postrzegane są jako przykład skutecznej polityki, postępu technologicznego i owocnej współpracy międzynarodowej, która pomogła ograniczyć ubóstwo.
"Biała Rewolucja", zwana także "Operacją Powódź" (Operation Flood), rozpoczęła się oficjalnie 13 stycznia 1970 roku i była największym na świecie programem rozwoju przemysłu mleczarskiego. Zmodernizowano metody produkcji mleka, a dzięki krzyżowaniu ras bydła uzyskano wyższą wydajność. W efekcie Indie, które wcześniej nie produkowały nadwyżek mleka, stały się największym producentem na świecie. W 1998 roku wyprzedziły pod tym względem Stany Zjednoczone, a pod koniec minionej dekady odpowiadały już za ponad 22 proc. globalnej produkcji.
Transformacja ta przebiegała w trzech fazach – od 1970 do 1996 roku. W pierwszej, współfinansowanej przez Wspólnotę Europejską poprzez Światowy Program Żywnościowy ONZ, połączono główne regiony mleczarskie Indii z dużymi miastami, takimi jak Delhi, Bombaj (obecnie Mumbaj), Kalkuta czy Madras (Ćennaj). Druga faza (1981–1985) rozszerzyła ten model do 136 regionów, a trzecia (1985–1996) umożliwiła dalszy rozwój infrastruktury i usług dla rolników.
Czytaj więcej
- Premier Indii zapewnia Putina o wsparciu w trudnych czasach
- „Smok i słoń będą tańczyć razem”. Chiny i Indie wznawiają stosunki handlowe
- USA: Indie mogą obniżyć cła. Jest jeden warunek
Kluczową postacią programu był dr Verghese Kurien, zwany "ojcem Białej Rewolucji". Jako przewodniczący Narodowej Rady Rozwoju Mleczarstwa (NDDB) od 1965 roku, promował model spółdzielczy, który pozwolił rolnikom kontrolować produkcję, przetwórstwo i sprzedaż mleka. Powstały dziesiątki tysięcy spółdzielni mleczarskich, które zwiększyły dochody rolników, stworzyły miejsca pracy na wsi i ustabilizowały ceny mleka dla konsumentów.
Po trzecie, konsekwencją tych zmian jest także ogromne znaczenie polityczne i społeczne mleczarstwa. W Indiach żyje około 200 mln sztuk bydła, z czego 62 mln to krowy mleczne (dane USDA). Przeciętne gospodarstwo posiada jednak zaledwie 3-4 sztuki. Krowy lub bawoły hoduje aż 80 mln rodzin, które dysponują działkami o powierzchni średnio nie większej niż jeden hektar.
Spółdzielnie zapewniają rolnikom stabilny zbyt i premie przy wzroście cen. Niektóre z nich, jak Amul z Gudźaratu – rodzinnego stanu Narendry Modiego i jego sojusznika, wieloletniego ministra Amita Shaha – zyskały istotne wpływy polityczne dzięki związkom z rządzącą Partią Ludową. Samo środowisko hodowców, liczące dziesiątki milionów osób, stanowi ponadto potężny elektorat w wyborach ogólnokrajowych i stanowych.
Druga rewolucja i system oparty na ochronie rynku
Nie sposób kwestionować społecznych efektów Białej Rewolucji. Konsumpcja mleka znacząco wzrosła, co pomogło ograniczyć niedożywienie, a dzięki interwencji państwa i rozwojowi spółdzielni możliwe było sprawne dostarczanie produktu od rolnika do konsumenta.
Z ekonomicznego punktu widzenia system ten jest jednak mało wydajny. Decydują o tym skala i produktywność. W Indiach średnie gospodarstwo ma cztery krowy, podczas gdy w USA na jednej z ok. 24 tys. farm mlecznych stado liczy średnio 390 sztuk. Jedna amerykańska krowa daje tyle mleka, co siedem indyjskich.
Indyjskie władze są tego świadome. Dlatego ogłosiły w ubiegłym roku program "Biała Rewolucja 2.0". Kluczowe innowacje obejmują cyfryzację sektora – m.in. wprowadzenie kart kredytowych RuPay Kisan ułatwiających dostęp do pożyczek, instalację mikrobankomatów w spółdzielniach mleczarskich czy pełną komputeryzację PACS (rolniczych spółdzielni kredytowych).
Rozwijana jest także infrastruktura: budowa chłodni, automatyczne systemy poboru i testowania mleka oraz nowe zakłady przetwórcze.
Ważnym elementem są również nowoczesne technologie hodowlane – zapłodnienia in vitro, transfer zarodków, inseminacja sortowana, cyfrowe rejestry zdrowia zwierząt – a także rozwiązania proekologiczne, takie jak redukcja emisji metanu, biogazownie i wykorzystanie energii odnawialnej.
Nowa odsłona programu ma przeciwdziałać spowolnieniu wzrostu produkcji mleka i ograniczyć rolę nieformalnych kanałów sprzedaży. Z perspektywy społecznej "White Revolution 2.0" ma wzmocnić udział sektora zorganizowanego oraz zapewnić stabilniejsze dochody drobnym rolnikom i kobietom, które odgrywają istotną rolę w hodowli bydła.
Nie wiadomo jednak, w jakim stopniu te inwestycje zwiększą konkurencyjność indyjskiego mleczarstwa na rynku globalnym i w jakim horyzoncie czasowym mogłoby to nastąpić. Jasne jest natomiast, że przynajmniej w najbliższym okresie system będzie opierał się na ochronie rynku krajowego. Obejmuje ona zarówno wysokie cła – np. 40 proc. na większość rodzajów masła i sera oraz 60 proc. na mleko w proszku – jak i skomplikowane przepisy sanitarne i administracyjne.
Właśnie kwestia mleka i szerzej rolnictwa była powodem, dla którego Indie w ostatniej chwili wycofały się z największej azjatyckiej umowy handlowej RCEP w końcu ubiegłej dekady. Podobne spory pojawiały się także podczas negocjacji umów o wolnym handlu z Wielką Brytanią czy Australią.
Co to oznacza dla polskiego sektora mleczarskiego?
Polskie mleko i jego przetwory zbudowały sobie w ostatnich latach solidną pozycję na rynkach Chin, Hongkongu czy Korei Południowej. Idąc za ciosem, ponad 40 producentów zarejestrowało się w indyjskiej bazie FSSAI (ReFoM) jako producenci w kategorii "Mleko i produkty mleczne". Oznacza to, że mogą eksportować na subkontynent.
Najwięksi z nich, jak Mlekpol czy Polmlek, już dostarczają swoje produkty do Indii, zwłaszcza w postaci suchych przetworów mleczarskich takich jak permeat czy koncentrat białka serwatkowego. Negocjowana umowa handlowa Unia Europejska– Indie obiecywała szerszy, tańszy i prostszy dostęp do tego wielkiego rynku, na którym niekoniecznie obecnie można łatwo znaleźć wysokiej jakości nowoczesne gotowe produkty mleczarskie lub półprodukty dla producentów żywności.
Jednak doniesienia "Financial Times" z czerwca sugerują, że strony uzgodniły już około 8 z 20 rozdziałów umowy, ale "wrażliwe" produkty rolne, takie jak nabiał i ryż, zostały świadomie pominięte w ramach prowadzonych negocjacji. Obecne problemy na linii Waszyngton– Nowe Delhi sugerują, że była to decyzja słuszna, gdyż rozbieżności w tych sektorach mogły zablokować przyjęcie całego porozumienia. Na razie uchodzi to za rozwiązanie tymczasowe, gdyż w zamierzeniu sama umowa ma być "kompleksowa" i nie ograniczona tylko do części branż. Jak z życia wiemy, nic jednak tak długo się nie utrzymuje, jak prowizorka, więc późniejsze włączenie rolnictwa do porozumienia nie jest wcale pewne.
Na liberalizację handlu rolnego i większe otwarcie rynku indyjskiego przyjdzie więc jeszcze poczekać. W obecnej sytuacji napięć handlowych z Chinami i USA, Unia Europejska zrobi wiele, by nie wywołać podobnego kryzysu w relacjach, jak obecny spór indyjsko-amerykański. Liberalizacja zaś nie byłaby korzystna także dla niektórych europejskich rolników.
Warto jednak zwrócić uwagę, że jeśli dla samych producentów mleka z Polski "Biała Rewolucja 2.0" nie przynosi nowych korzyści, to już modernizacja tamtego sektora może otwierać możliwości przed dostawcami urządzeń informatycznych dla rolnictwa, producentami chłodni czy firmami świadczącymi pomoc w zaawansowanych technologiach hodowlanych. Sektor usług i produktów dla rolnictwa powinien baczniej się przyjrzeć największemu rynkowi subkontynentu.